Czyż nie jest oczwiste, iż człowiek najłatwiej uczy się poprzez zabawę i rozrywkę?
Zastanawia mnie fakt, dlaczego edukacyjne gry powstają prawie wyłącznie pod młodego
użytkownika, a ich jakość pozostawia wiele do życzenia i nie umywa się do standardu
wykonania „strzelanek” dla dorosłych, po które młodsi i tak sięgają.
Już za dziecka nauczyli mnie, że „gra edukacyjna” to niedopracowany produkt, który w
najmniejszym stopniu nie spełnia celu – nie mówiąc już o rozrywce.
Wszyscy wiemy, jak ogromne możliwości niesie dziś komputer. Czemu zatem symulatory mogące
naprawdę przygotowywać do wykonywania danego zawodu, jeśli już powstają, to budzą tak wielką
sensację, że omawia się je w programach typu Discovery jako „wynalazki przyszłości”?
Z powodzeniem dostępne mogłyby być aplikacje symulujące budowę układów elektronicznych,
które pomocne byłyby uczniom techników czy studentom politechnik. Przekonany jestem, że
możliwa jest także realistyczna symulacja rynku czy giełdy, co pomocne byłoby w nauczaniu ekonomii.
Chodzi mi tu nie o programy czysto kalkulacyjne, które istnienią, ale o symulacje
przyciągające uwagę, efektowne i wabiące. Dlaczego? Bo sam po sobie wiem, ile
nauczyłem się z komputerowych „gierek”, które z założenia niekoniecznie miały mnie uczyć.
Gry FPP naprawdę potrafią zwiększyć szybkość reakcji wzrokowo-ruchowej, a dobry „erpeg”
do którego wracałbym i wracał (pokłony w stronę Fallouta) rozwija umiejętność łączenia
faktów w całość, logicznego myślenia, wnioskowania i przewidywania. Warto zauważyc,
że większość gier z jakimi miałem styczność (i pewnie nie tylko ja)
– były to gry w języku angielskim, a umiejętność posługiwania się nim rozwinęły u mnie
bardziej, niż wszelkie „kursy” dodawane do podręczników językowych, jeśli nawet nie lepiej
niż lekcje angielskiego w szkole (!!!). Ogrom pracy grafików i programistów nad grami
nawiązującymi do przeszłości, daje pewne (napewno dalekie wciąż od ideału) pojęcie jak
niegdyś wyglądało życie. Można to jednak zmienić i rozwinąć – co dać może początek
realistycznym symulacjom historycznych lokacji (etc.), co pomocne może być studentom historii,
jak też zwykłemu człowiekowi sragnionemu wiedzy.
Spostrzeżenia te nie są tylko moje. Wyciągnąłem je przypadkowo w rozmowach od kilku
znajomych mi osób. I sądze, że takich „złotych myśli” możnaby pozbierać jeszcze na pęczki.
I jeśli kilka osób zauważa to samo, to zapewne nie jest to zbiorowa halucynacja, ale
pewna prawidłowość. Dzisiejsza edukacja za mało używa potężnego narzędzia, jakim
są interaktywne programy i symulacje komputerowe. Pewien jestem, że
w „kabinie symulującej” tak samo dobrze można wyszkolić pilota i czołgistę, co piekarza
i hirurga. Wymaga to jednak wzmożonej pracy nad odpowiednim oprogramowaniem. I tylko nad
nim, gdyż odpowiednia technologia istnieje już conajmniej od dekady.
źrodlo zdjęcia: http://www.flickr.com/photos/j-and-p/3448588159/
autor: Jonathan Caves
Attribution-Noncommercial-Share Alike 2.0 Generic