Światowa Pajęczyna. WWW. Pomysł, który ma już dwadzieścia osiem lat. Jego praktyczne wdrożenie funkcjonowało z pewnymi zmianami przez lata. W ostatnim czasie pojawiają się jednak niepokojące trendy. Tim Berners-Lee mówi o tym, co trzeba zrobić, żeby WWW przetrwało.
Twórca sieci WWW – Tim Berners-Lee – człowiek, który zaproponował pomysł na nowy sposób dzielenia się informacjami już niemal trzy dekady temu, zabrał ostatnio głos w sprawie Sieci. Przypomina, że wyobrażał sobie Pajęczynę jako platformę, dzięki której każdy mógłby dzielić się informacjami, mieć dostęp do nowych możliwości, współpracować ponad geograficznymi i kulturowymi granicami:
I imagined the web as an open platform that would allow everyone, everywhere to share information, access opportunities, and collaborate across geographic and cultural boundaries. In many ways, the web has lived up to this vision, though it has been a recurring battle to keep it open.
Berners-Lee zwraca uwagę, że utrzymanie otwartości Sieci nigdy nie było łatwe. W ostatnim czasie zaczął się jednak dodatkowo martwić z uwagi na trzy kwestie, które mogą sprawić, że Sieć nie będzie służyć całej ludzkości:
But over the past 12 months, I’ve become increasingly worried about three new trends, which I believe we must tackle in order for the web to fulfill its true potential as a tool that serves all of humanity.
Trzy trendy, niepokojące i zagrażające Sieci zdaniem autora, to:
1. utrata kontroli nad osobistymi danymi,
2. łatwość rozpowszechniania mylnych/nieprawdziwych informacji przez Sieć,
3. polityczna, sieciowa reklama wymaga przejrzystości i zrozumienia.
W pierwszym przypadku powszechne stało się, że płacimy danymi osobistymi za różnorodne „darmowe” usługi w sieci. Działo się tak od lat, ale właściwie od niedawna dane stały się towarem, który przestaliśmy kontrolować. Nie mamy do nich wglądu – nie wiemy, kto posiada do nich dostęp, jak handluje się naszymi danymi. Nie decydujemy obecnie, z kim rzeczywiście chcemy się podzielić informacjami o nas, a komu ich odmówić. I nie chodzi tu już tylko o zbieranie danych o nas przez korporacje, którym zależy na budowaniu indywidualnych baniek informacyjnych dla użytkowników. Beneficjentami są także rządy, które mają niemal nieograniczony dostęp do wiedzy na nasz temat. W krajach zachodnich demokracji nie musi to być specjalnie przerażające – ot, jedni proponują nam produkty, inni obserwują, może chronią przed terrorystami itp. Nie wszędzie jednak inwigilacja jest tylko obserwacją i służy wyłapywaniu jednostek, które zbłądziły. W wielu krajach osoby, które publikują, promują wartości demokratyczne, udzielają się w dyskusjach sieciowych, mogą być zagrożone więzieniem, a nawet śmiercią. Berners-Lee uważa, że nawet w krajach, gdzie nie aresztuje się za przekonania, posunięto się i tak za daleko. A permanentna inwigilacja powoduje mrożący efekt w postaci zaprzestania używania Sieci jako przestrzeni do poszukiwania np. kwestii związanych ze zdrowiem, seksualnością lub religią:
It creates a chilling effect on free speech and stops the web from being used as a space to explore important topics, such as sensitive health issues, sexuality or religion.
Kwestia rozpowszechniania nieprawdy wiąże się zdaniem Bernersa-Lee z powszechnym korzystaniem z wyszukiwarek i serwisów społecznościowych. Ich właściciele, a właściwie operatorzy, podsuwają nam takie treści, które w ich przekonaniu będą najbardziej „klikalne”. Podają nam to, co może nas zainteresować, nie weryfikując prawdziwości tych informacji. Kolejny raz jesteśmy złapani w bańkę informacyjną, spersonalizowaną specjalnie dla nas i to w taki sposób, byśmy nie tylko sami skorzystali z informacji, ale również przekazali interesujące informacje dalej. Od siebie dodam, że przykładem mogą być działania podejmowane podczas ostatnich wyborów prezydenckich w USA, gdzie ludzie tworzący nieprawdziwe treści na temat kandydatów, zarabiali pieniądze na odwiedzaniu stron ze zmyślonymi wiadomościami. Wątek ten łączy się właściwie z trzecim punktem podanym przez twórcę WWW. Wiadomości preparowane w celach propagandowych łatwo się rozprzestrzeniają, nie można ich zweryfikować, a sami kandydaci korzystają z tego rodzaju rozwiązań. Rodzi to problemy etyczne, związane z możliwością rzetelnej oceny kandydatów, ich programów. Skupiamy się na tym, co możemy zobaczyć, przeczytać. Co dociera do nas w serwisach społecznościowych od naszych znajomych lub jest nam podsuwane przez same serwisy. Berners-Lee zwraca uwagę, że zmiana sytuacji wymaga naszej aktywności – współpracy z serwisami sieciowymi w celu możliwości zarządzania naszymi danymi, nacisków w kwestii nadużywania Sieci do rozpowszechniania fałszywych informacji oraz namawiania serwisów filtrujących treści, jak Google czy Facebook do walki z fałszerstwami. Zwraca jednak uwagę, że musi się to odbywać z uniknięciem tworzenia centralnych instytucji lub podmiotów, które decydowałyby, co jest prawdziwe, a co nie.
We must fight against government overreach in surveillance laws, including through the courts if necessary. We must push back against misinformation by encouraging gatekeepers such as Google and Facebook to continue their efforts to combat the problem, while avoiding the creation of any central bodies to decide what is “true” or not. We need more algorithmic transparency to understand how important decisions that affect our lives are being made, and perhaps a set of common principles to be followed. We urgently need to close the “internet blind spot” in the regulation of political campaigning.
Zwróciłem uwagę na artykuł twórcy WWW, ponieważ skłania do refleksji na tematy istotnych kwestii związanych z kulturalnym potencjałem korzystania z sieci. Pomijając codzienne użytkowanie do różnych zastosowań oraz wątek politycznych komunikatów, Berners-Lee porusza wątki, które mają ogromne znaczenie dla budowania kultury uczestnictwa. Trudno być aktywnym użytkownikiem sieci, który tworzy i nadaje komunikaty, organizuje się z innymi, promuje określone postawy i wydarzenia, jeśli nie ma się zagwarantowanych podstaw związanych z aktywnością obywatelską. Brak możliwości zarządzania danymi, niepewność związana z personalizowaniem komunikatów dla nas i to pod kątem dalszego rozpowszechniania, bez możliwości weryfikacji prawdziwości treści, to ogromne utrudnienia dla budowania kultury nastawionej na aktywnych współtwórców.
Chociaż badania pokazują, że większość nastolatków korzysta z serwisów społecznościowych i publikuje codziennie własne zdjęcia i filmy, to pomimo aktywnego wykorzystywania narzędzi twórczych, tego rodzaju działania mogą nie mieć wiele wspólnego z otwartą kulturą budowaną przez aktywnych obywateli. Nastawienie na rozrywkę, promocję siebie, brak możliwości oceny informacji i promowanie pewnych trendów publikowania oraz formatów publikacji, mogą prowadzić w ślepą uliczkę pozornej aktywności, również kulturalnej i edukacyjnej. Bez zaangażowania przez pedagogów i animatorów potencjału technologii i chęci młodych do tworzenia oraz komunikowania się w różnych obszarach, grozi nam budowanie społeczeństwa twórców, którzy potrafią niewiele więcej niż obsłużyć profil w serwisie, komunikator i kadrować „spontaniczne” zdjęcia. A troska Bernersa-Lee o kształt sieci zgadza się z głosami z innych źródeł – m.in. angielskiego Rzecznika Praw Dziecka, o którego apelu już pisałem i który nawoływał do tego, by zasady korzystania z sieci były zrozumiałe i by młodzi ludzie mieli swojego obrońcę, mogącego negocjować z dużymi internetowymi graczami.
Zdjęcie: Southbank Centre CC-BY
Wpis zrealizowano w ramach stypendium z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.