Dzieci i nastolatki korzystają z telefonów komórkowych i tabletów. Mobilne media są wpisane w naszą codzienność i chociaż jako dorośli korzystamy z nich regularnie, postrzegamy je jako potencjalnie niebezpieczne w rękach młodych ludzi.
Nie chodzi o to, że potencjał niebezpieczeństwa nie istnieje, ale że skupiamy się głównie na określonym aspekcie wykorzystywania. To tak, jakby o nożu, którym kroimy warzywa, chleb, używamy do przygotowywania posiłków, który znajdziemy w każdym domu i codziennie przydaje się do czegoś, mówić, że przecież można nim zabić. Chodzi zatem o zmianę perspektywy. Podkreślając negatywne zastosowania, patrzymy na smartfony i tablety tak, jakbyśmy patrzyli z przeszłości i widzieli dziwaczne urządzenia, które sprawiają, że ludzie mówią do siebie, albo zastygają w miejscu lub idą z pochyloną głową, uderzając nieustannie kciukiem o ekran. Taka perspektywa zawsze będzie pomijała to, co pozytywne. Tego rodzaju konserwatywne podejście pojawiało się zawsze, kiedy starzy obawiali się nowości, zwłaszcza, kiedy młodzi szybko uczyli się korzystania z nowej technologii, nowego medium lub rodzili się w świecie, w którym były one szeroko dostępne.
Dobrym przykładem, który mógłby zilustrować moje słowa jest słynne swego czasu zdjęcie z Rijksmuseum – oto pod obrazem „Straży nocnej” siedzą nastolatki i wszystkie zaglądają akurat do swoich smartfonów. O wspomnianym zdjęciu było sporo dyskusji w internecie. Pokazywano je jako przykład ignorancji i ogłupiania młodych przez cyfrowe media. Zapominano jednak, że muzeum, w którym zrobiono zdjęcie ma jedną z najlepszych aplikacji muzealnych na świecie. Do tego młodzi mogli szukać informacji na temat obrazu, kolejnych dzieł sztuki, które za moment zobaczą, czy porządkować swoje notatki. Mogli również wymieniać się informacjami za pomocą komunikatorów. A nawet gdyby wrzucali właśnie zdjęcie na Snapchat lub Instagram, świadczyłoby to raczej o ich zaangażowaniu.
Media mobilne zmieniły obraz świata. Zwłaszcza obraz, który widzą dorośli – rodzice, nauczyciele, nauczycielki – w ekran stacjonarnego komputera można było zaglądać częściej. Można było skorzystać z porad, by pecet lub laptop stały w miejscu dostępnym dla wszystkich, tak by możliwe było „przypadkowe” sprawdzanie, co akurat robi dziecko. Smartfon utrudnia sytuację także w zakresie potencjalnego szpiegowania i inwigilowania z uwagi na zabezpieczenia jak np. odcisk palca zamiast standardowego hasła, jak i trudniejsze niż w przypadku komputerów instalowanie oprogramowania np. przez rodziców, jeśli nie zrobili tego zanim telefon przekazano dziecku. Powoduje to nie tyle „spuszczenie ze smyczy” dzieci, co frustrację dorosłych, powodowaną brakiem wglądu w sporą część życia dzieci. Jeśli zatem nasze relacje z dzieckiem są słabe, nie mamy codziennego kontaktu, nie rozmawiamy ze sobą, nasz dostęp do ich rówieśniczego życia, zainteresowań itd. będzie niewielki. Najprościej winić o to sprzęt, dostawców aplikacji czy samych młodych ludzi, którzy „gapią się” w ekran, a nie wiedząc, co dokładnie robią, możemy uznać, że tylko marnują czas, rozmawiają z niebezpiecznymi nieznajomymi lub przeglądają strony z pornografią.
Wpis zrealizowano w ramach stypendium z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.