Świat młodych to świat aplikacji. Mnie wydaje się trochę niespójny, z uwagi na wykorzystywanie przez dzieci i nastolatki aplikacji do różnych działań, ale moje odczucia wiążą się zapewne z faktem, że komputer stacjonarny (nie licząc C64) kupiłem dopiero na drugim roku studiów, a korzystać z WWW zacząłem, mając osiemnaście lat.
Dostęp do wszystkiego z poziomu przeglądarki i często za pomocą wyszukiwarki lub katalogów sprawiał wrażenie, że sieć stanowi pewną całość, której elementy możemy podejrzeć przez ekran. Nie będę jednak rozpisywał się na temat moich refleksji związanych z doświadczeniami późnego rozpoczęcia korzystania z cyfrowych mediów. Bardziej istotne wydaje mi się, że do edukacyjnego wykorzystywania aplikacji i urządzeń mobilnych nie są gotowi nie tylko dorośli, ale często także młodzi użytkownicy mediów. Wnioski buduję na obserwacji studentek i studentów i ich pracy podczas zajęć, które prowadzę, ale także na kontaktach z nastolatkami podczas prowadzonych warsztatów. Młodzi korzystają często zaledwie z kilku aplikacji, które pozwalają im na kontakt. Same serwisy społecznościowe dają już narzędzia do obróbki dodawanych przez nas zdjęć i filmów, nie ma zatem często potrzeby wychodzenia poza nie.
Studentki i studenci pedagogiki potrafią mieć problem z wymienieniem „z marszu” aplikacji edukacyjnych lub zastanawiają się, co to znaczy, że aplikacja jest edukacyjna, rozglądając się za tymi, które będą „tylko edukacyjne”, a dopiero po czasie szukając edukacyjnych aspektów narzędzi do szerszych zastosowań. Dorośli rzadko próbują korzystać z aplikacji w pracy z młodymi ludźmi. Czasami z uwagi na ograniczenia prawne – np. zapisy szkół, ale także z uwagi na fakt, że nauczycielki, animatorzy, osoby prowadzące zajęcia z nastolatkami, nie mają doświadczeń, pomysłów i przede wszystkim urządzenia mobilne nie były w trakcie ich edukacji traktowane jako narzędzia potencjalnie przydatne, a w praktyce zawodowej nie są uważane za takie (lub nie ma zdania na ten temat), przez instytucje, w których pracują. Wciąż projekty z użyciem narzędzi mobilnych można określać jako nowatorskie, a nastolatki (i nie tylko) cieszą się, że skorzystają np. z Kahoota, bo nawet jeśli nie dowiedzą się niczego nowego, to będzie to przyjemniejsze niż słuchanie wykładu lub wymuszona dyskusja na nieinteresujące ich tematy. Doświadczyłem tego zarówno pracując z gimnazjalistami, jak i student(k)ami pedagogiki. Mój opis rzeczywistości, w której aplikacje są rzadko używane wspólnie z młodymi osobami w celach edukacyjnych, nie oznacza, że zachęcam tylko do opierania się na aplikacjach. Również z doświadczenia wiem, że kilka interaktywnych quizów rozwiązanych kolejno, nawet jeśli przygotowali je młodzi, może być nudne. Nieustanna aktywizacja skupiona na kreatywnym korzystaniu i udziale może być męcząca. Bombardowanie bodźcami za pomocą cyfrowych urządzeń niekoniecznie jest pomysłem na cały czas poświęcany uczeniu się. Jednak niewykorzystywanie sprzętów, które posiadają uczniowie i studenci, nawet jeśli są to sprzęty różne, nowe, starsze, lepsze, gorsze, to rezygnacja z edukacyjnego potencjału. A ten można realizować nie tylko w oparciu o cyfrowe narzędzia, ale wspólnie z zastosowaniem metod dydaktycznych, które włączając mobilne sprzęty, poprawiają efektywność, efektowność i angażują do twórczego działania.
Wpis zrealizowano w ramach stypendium z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.