Uczniowie się nudzą. Słuchanie nauczycieli, brak zaangażowania, brak możliwości korzystania ze swoich urządzeń… Jeśli nic się nie zmieni, szkoły będą masowo produkować sfrustrowanych ludzi, którzy nie rozumieją, czemu skazani są na siedzenie w ławkach, w oderwaniu od rzeczywistości.
W grudniu 2016. roku wziąłem udział w konferencji „Mobility in net”. Poza wystąpieniem brałem udział także w panelu dyskusyjnym wspólnie m.in. Z ówczesną pomorską kurator oświaty. Pani kurator, broniąc się przed zarzutami o to, że nauczycielom nie poświęca się zbyt wiele uwagi, jeśli chodzi o rozwój ich kompetencji związanych z wykorzystywaniem internetu i mediów cyfrowych w celach dydaktycznych, zwróciła się do mnie z pytaniem, którego nie pamiętam dokładnie, ale brzmiało mniej więcej tak:
a jak często dzieci mogą korzystać z mediów i jak długo? To nie jest zdrowe, używać mediów co chwilę, na każdej lekcji i wiele razy dziennie.
Odpowiedziałem krótko:
ile godzin dziennie zdrowo jest siedzieć sztywno w ławce i patrzeć na kogoś, kto przy tablicy mówi do nas, przekazując nam w ten sposób wiedzę?
Potrafimy straszyć mediami, chociaż sami z nich korzystamy. Znajdujemy wiele wymówek związanych z koniecznością dozowania cyfrowych urządzeń nastolatkom. Bronimy się przed otwieraniem szkolnego wi-fi dla uczniów i zakazujemy im używania w szkole smartfonów. Ale nie zwracamy uwagi na zagrożenia, które nieustannie dotyczą młodych ludzi. Nie widzimy ich, bo wszyscy ich doświadczaliśmy i wydają nam się naturalne. Tablica, biurko nauczyciela lub nauczycielki, krzesła ustawione jak widownia w teatrze lub kinie. Zasady komunikowania odbierające głos uczniom i uczennicom, nastawienie na indywidualne osiągnięcia, chociaż w pracy często działamy wspólnie i projektowo. Wszystko to jest w porządku, a korzystanie przez uczniów z telefonów już nie. Dlaczego tak jest? Z prostej przyczyny – dostęp do internetu pozornie nie pasuje do szkolnego systemu edukacyjnego – daje szybki dostęp do informacji, pozwala weryfikować to, co się mówi do uczniów, pozwala na znajdowanie materiałów podanych w bardziej interesującej formie niż szkolny mini-wykład czy nudna prezentacja. Internet ułatwia również komunikowanie – komunikatory przyzwyczajają do poziomej komunikacji. Być może będzie to dla niektórych krzywdzące, ale mam poczucie, że nie rozwijanie umiejętności wyszukiwania informacji, ich oceny i tworzenia interesujących treści, które mogłyby posłużyć innym, jest na rękę szkole, w której dzieci i młodzież uczone są, a nie się uczą, przez nauczycielki i nauczycieli nie przygotowanych do pracy w nowych realiach rzeczywistości przetykanej cyfrowymi mediami. A systemowi nie zależy na tym, by rozwijać umiejętności, które godziłyby w sensowność funkcjonowania formalnej edukacji, w której klasa szkolna właściwie nie zmieniła się od przynajmniej stu lat… Oskarżanie internetu za rozpraszanie uwagi uczniów i uczennic, mówienie o roztargnionej młodzieży, to wymówki, by niczego nie zmieniać.
Wpis zrealizowano w ramach stypendium z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.