Od ponad roku w pracy ze studentkami pedagogiki wczesnej edukacji wykorzystuję roboty. A od wielu, wielu lat na różnych pedagogicznych kierunkach przygotowujemy wspólnie opowieści z wykorzystaniem cyfrowych narzędzi. Oba wątki można połączyć i zyskać bardzo ciekawe efekty.
Tzw. digital storytellingiem, po polsku zwanym raczej cyfrowymi opowieściami, zainteresowałem się kilkanaście lat temu na studiach. Sięgałem wówczas do zasobów Center For Digital Storytelling (CDC). Mogłem skorzystać np. z cyfrowej „książki kucharskiej”. Dziesięć lat temu o opowieściach cyfrowych pisał m.in. Marcin Wilkowski w nieodżałowanym serwisie „Historia i Media”. Lata mijały, narracje interesowały mnie nieco mniej, ale przypomniałem sobie o nich i znalazłem kanał na YT. Tym razem jednak, chociaż nawiązywał do cyfrowej tradycji, nazywał się już „Story Center”, co nie dziwi, zwłaszcza gdy na wstępne informacje o składowych mediach produkcji w rodzaju digital storytelling studentki komentują „Czyli takie filmiki na YT?”. Cyfrowość jest coraz bardziej przezroczysta.
Rok temu wpadłem na pomysł, żeby zaprezentować na zajęciach nowe narzędzia, służące do uczenia się programowania przez dzieci. Dzięki dofinansowaniu z Funduszu Inicjatyw Dydaktycznych Uniwersytetu Gdańskiego, testowaliśmy robota Cubetto, który dawał ogromne możliwości połączenia programowania (i to bez ekranowego interfejsu) z opowiadaniem historii lub tworzeniem narracyjnych gier. Podobnie sprawdzaliśmy Photona, którego możliwości do dzisiaj nie wykorzystaliśmy w pełni. I wreszcie Ozoboty, których zestaw przedszkolny, sześć sztuk wraz z podręcznikiem zakupiłem w ramach projektu „Medialab UG 2018/2019 – nowoczesna edukacja cyfrowa i techniczna”.
Jak pracowaliśmy? Podczas wielu zajęć i warsztatów, w których wykorzystuję historie jako nośnik edukacyjnych wartości i treści, ale również punkt startu do refleksji i dyskusji, używam kości Storycubes. Nie namawiam do ich zakupu, zwłaszcza że najczęściej używam aplikacji, w której dodatkowe zestawy, chociaż płatne, to kosztują kilka złotych, w przeciwieństwie do fizycznych zestawów (można znaleźć bezpłatne zamienniki). Dodatkowo apka pozwala na losowanie określonej (do dziewięciu) liczby kości z wybranych zestawów. Możliwości zatem jest bardzo dużo. Wyobraźcie sobie teraz, że grupa losuje dziewięć symboli i ma przygotować opowieść, skierowaną do rodziców nastolatków lub dzieci w określonym wieku i powinna dotyczyć bezpiecznego korzystania z mediów…
… następny krok, to przygotowanie książki obrazkowej. No nie idealnie obrazkowej, bo z wykorzystaniem przygotowanego tekstu opowieści. Studentki szybko wpadają na pomysł, że można do tego wykorzystać np. Google Dysk i utworzyć prezentację, albo użyć innego edytora slajdów, jak Power Point, a nawet skorzystać z edytora tekstów (ostatnio zaczęliśmy pracować również w Canvie). Przygotowana książka już mogłaby być materiałem do wykorzystania podczas dalszych zajęć lub np. warsztatów z rodzicami. Opowieści, chociaż wykorzystują losowe znaki z tematycznych zestawów, po interpretacji stają się często abstrakcyjnymi, ale nasączonymi istotnymi wątkami, narracjami. Zanim zespoły przechodzą do tworzenia, proszę, żeby nie były to poradniki, ale osobiste historie, które odmienią czyjeś życie, nie odpowiedzą wprost na problem, ale skłonią do myślenia, rozmowy, poszukiwania.
I otrzymałem do tej pory wiele interesujących opowieści. Co prawda spora część z nich porusza najbardziej medialnie zaakcentowane wątki, jak np. pedofilia, porwania dzieci czy dręczenie z udziałem sieciowych kanałów komunikowania, to może to wynikać po części z dobranych zestawów kości. „Poszlaki” oraz „baśnie” dają ogromne pole do magiczno-zbrodniczych historii, chociaż jestem pewien, że nie tylko o to tu chodzi.
Historie obrazkowe to dopiero połowa roboty!
Następnie bierzemy się za ozoboty. Poznajemy podstawy obsługi i kodowania i studentki próbują narysować mapę opowieści, po której robot lub roboty mogą się poruszać. Zajmuje to nieco czasu, ale pozwala na oswojenie się z maszynami i wbudowanie ich w narrację, często w postaci głównych bohaterek i bohaterów. Ostatnim etapem jest przygotowanie filmu, który wykorzysta wszystkie poziomy budowania historii. Mamy do dyspozycji tekst, karty książek, mapy i ozoboty, które mogą się poruszać. Bierzemy się za scenopis, bo scenariuszem jest właściwie książka obrazkowa i wykorzystując aplikacje mobilne, za pomocą smartfonów studentki produkują filmy. Dogrywają głos lektorki, podkład muzyczny i wykorzystując proste założenia wskazanego na początku digital storytellingu (m.in. we wspomnianym wpisie Marcina podane są elementy, które powinny się w narracjach znaleźć), tworzą opowieści, które łączą różne elementy medialne, ale i powstawały wieloetapowo, przyczyniając się do podnoszenia kompetencji medialnych, informacyjnych i cyfrowych, rozwijania umiejętności pracy w grupie oraz opowiadania i uczenia się z innymi.
Filmy nie są idealne, zawsze dałoby się lepiej, ale są efektem dłuższego procesu i pokazują, jak kreatywne są młode osoby. Obejrzyjcie, załączam kilka wybranych, żeby pokazać, nad czym pracowaliśmy (a robota wciąż trwa!)
W sieci (Paula Bielawska, Joanna Nowińska, Marta Strzyżewska, Luiza Pajdo)
Żyje się tylko raz (Wiktoria Wiśniewska, Oliwia Szymichowska, Natalia Wegner)
Zosia (Wiktoria Krysińska, Ilona Szymecka, Agata Giczela, Natalia Wałaszewska)
Zielona księżniczka (Julia Kijek, Nikola Kołodziejska, Wiktoria Bławat, Urszula Tlaga)
Waga autorytetu (Paulina Ossowska, Agnieszka Lesner, Klaudia Kania, PAulina Zaleciło)
Wakacje (Alina Karpińska, Oliwia Kwiecińska, Aleksandra Cieślak, Joanna Wszeborowska)