Czwartego marca wziąłem udział w konferencji „Edukacja przyszłości. Ogólnopolska konferencja samorządu i oświaty”. Dyskutowałem w panelu „Cyberbyllying, patostreaming, hejt, uzależnienie i agresja. Jak radzić sobie z cyberproblemami w szkole?”. Jak unikać problemów i czy wystarczą proste rozwiązania?
Post zacząłem przygotowywać dwa miesiące temu (sic!), ale z Lublina, gdzie odbyło się wydarzenie, pojechaliśmy ze Stunza.media na kilka dni w Tatry, skąd niemal uciekaliśmy przed wirusem, bo krótko po naszym powrocie wszystko stanęło na głowie. Uznałem jednak, że warto wspomnieć o wydarzeniu, a pisanie o kompetencjach przyszłości z uwzględnieniem nowych warunków zostawiam sobie na kolejne działania. A zatem…
Na zaproszenie organizatorów i prowadzącej panel Małgosi Nowickiej, prezeski zarządu Fundacji Instytut Edukacji Pozytywnej, z którym kilkakrotnie współpracowałem w projektach dotyczących zdrowia psychicznego młodzieży, rozmawiałem przez ponad godzinę z dr. Magdaleną Rowicką z Ośrodka Rozwoju Kompetencji Edukacyjnych i Norbertem Szczepańskim – burmistrzem dzielnicy Wawer w Warszawie. Rozpoczęliśmy od krótkich, kilkuminutowych wprowadzeń. Rozpoczęła dr. Rowicka, która zwróciła uwagę na wszechobecność mediów i korzystanie z nich przez dzieci poniżej drugiego roku życia, a nawet niespełna roczne, co uznała za skandaliczne. Nie mogłem przejść obojętnie wobec tak mocnego określenia (chociaż później w wielu kwestiach zgadzaliśmy się), więc zamiast przygotowanego wprowadzenia diagnozującego sytuację, rozpocząłem od określenia siebie jako rodzica. Rodzica, którego najmłodsza, dwuletnia córka korzysta z asystenta głosowego w telefonie i sama jest w stanie wyszukiwać interesujące ją filmy w YouTube, nie potrafiąc pisać.
Wszystkie moje wypowiedzi nawiązywały do przygotowanej wcześniej, krótkiej notatki, którą po drobnej redakcji i sporym skróceniu załączam poniżej. To, co było dla mnie istotne w dyskusji, to m.in. zwrócenie uwagi, że uzależnienie od mediów jest dyskusyjne (ale jak wyjaśniałem dr. Rowickiej po panelu, chodziło mi przede wszystkim o dominującą narrację medialną, klasyfikującą niemal z automatu różne zachowania, nawet jednorazowe, jako objawy uzależnienia). Poza tym zgoda z dyskutantami, że podstawa do budowania działań, które doprowadzą do minimalizacji występowania zjawisk negatywnych związanych z siecią, to budowanie relacji z uczniami, inwestowanie w kompetencje rodziców, otwartość ze strony środowiska nauczycieli na nowości i zaangażowanie, partycypacja, czyli współpraca różnych podmiotów budujących szkolną społeczność. Przed nami dużo pracy, co staramy się z Justyną ze stunza.media robić, póki co w formie newslettera „(Nie)bój się smartfonu” (powoli, powoli montujemy trzeci numer) i planów na podkasty, szkolenia i rozwój grupy „Domowa edukacja medialna”.
10 lat bezczynności i uciekania od tematu
Dyskusja o smartfonach w dłuższej perspektywie nie ma sensu na zasadzie wad i zalet, ponieważ zabiera czas i zamydla oczy, mówiąc okrutnie, w kwestii patrzenia na rozwijające się technologie. Trzeba się zastanowić, co zrobimy niebawem w erze smartokularów, smartsoczewek, smartsłuchawek, czyli rozwijającej się technologii rozszerzonej rzeczywistości i coraz mocniejszego oparcia na wyborach algorytmów oraz zamykania (się, czy nas?) w bańkach informacyjnych i korzystania z indywidualnych asystentów sztucznej inteligencji.
Zwróćcie uwagę choćby na przykład LEGO, który stawia na edukację, ale jednocześnie przeciera nowe szlaki na styku zabawy i uczenia się, spędzania czasu z zabawkami we współpracy z Amazon, tworząc zestawy Duplo ze scenariuszami korzystającymi z asystenta głosowego. Dyskusja nad trendami z zakresu technologii edukacyjnych i zbędnością wielu gadżetów, uzależnienie od mediów – to tematy do dyskusji, ale trzeba przyznać już teraz, że od pewnej formy symbiozy z technologiami, a może raczej cyborgizacji ludzi, nie da się uciec. Pytanie, jak się do tego przygotować, jak pozostać ludźmi, pomimo zmiany realiów i rozszerzenia naszej rzeczywistości dzięki urządzeniom. Stanisław Lem kiedyś mówił, że jeśli mamy zostać cyborgami, to powinniśmy już teraz strzelić sobie w łeb. Nie podzielam tego poglądu.
Czy szkoła może pomóc w przygotowaniu do przetykanej cyfrowo rzeczywistości, jeśli przyszłość dzieje się już teraz? Proste zakazy, regulacje itp. nie mają żadnego znaczenia, chyba że chodzi o spokój niekompetentnej nauczycielki i nauczyciela (a obecna sytuacja pandemiczna, piszę to jako dodatek po dwóch miesiącach, pokazała nam, że nie możemy uciec od technologii). Tylko że przy takim podejściu będziemy przyczyniać się do dalszej hodowli konsumentów, którzy nie zastanawiają się nad źródłem informacji, najczęściej niczego nie tworzą i nie mają wsparcia od rodziców i nauczycieli, którzy podobnie jak oni nie czytają regulaminów i nie znają mechanizmów profilowania nas przez inteligentne narzędzia. Kontynuując dzisiejsze zaniechanie i pozór racjonalnego działania oraz próbując utrzymać złudzenie kontroli, budujemy na własne życzenie infrastrukturę Matriksu (i tu kolejna wstawka, po dwóch miesiącach zastanawiam się, jak wiele danych do naszego dalszego kosnumenckiego profilowania – sprzęty w mieszkaniach, zachowania podczas spotkań online, skąd nadajemy lub gdzie odbieramy itp. zgromadziły usługi do zdalnej edukacji od Google, Microsoft, Zoom, ClickMeeting i inne).
Działamy do tyłu, zamiast zastanawiać się nad wyzwaniami jutra, hejtem z użyciem rozszerzonej rzeczywistości i deep fake, szukaniem sposobu na uniwersalne przygotowanie do radzenia sobie z nieznanymi trudnościami. Przygotowujmy dzieci jakby do zasiedlania Marsa, kiedy trzeba bez wsparcia z Ziemi radzić sobie z nieznanym, ale tak, jakby każda jednostka miała kolonizować przestrzenie międzygwiezdne na własną rękę i gardzić zdobyczami technologicznymi. Nie potrafiąc współpracować z innymi, dzielić się zasobami i tworzyć nowe.