Wiedzę możemy zdobywać z różnych źródeł. Jednym z nich są książki, innym nauczyciele lub rodzice. Jeszcze innym zaś źródłem wiedzy jest Internet.
Ile razy w naszym życiu zdarzyło się każdemu z nas zajrzeć do encyklopedii? Zakładam, iż całkiem sporo. Czasami robiliśmy to ze zwykłej ciekawości, jednak najczęściej byliśmy do tego częściowo „przymuszani” w ramach edukacji tradycyjnej czyli po prostu szkoły.
Niestety, nie zawsze grono nauczycielskie jest w stanie wytłumaczyć nam wszystko, czego nie wiemy czy nie rozumiemy. A często jest tak, że wymaga się od uczniów oraz studentów aby ich wiedza była kompletna niezależnie od tego, ile z tej wiedzy zostało nam przekazane na zajęciach. Dlatego też większość uczniów musi „doszkalać się” w domu, po lekcjach. Kiedyś głównym sposobem pozyskania wiedzy poza szkołą były książki a konkretniej mam na myśli encyklopedie. Nieważne, czy korzystaliśmy z nich w domu, bibliotece czy czytelni. ( czasem zdarzało się pewnie robić to także w księgarni 😉 ). Encyklopedię trzeba było posiadać lub dopiero ją zdobyć. I tutaj pojawiał się problem. Choć może się to wydawać dziwne, nie każdy z nas posiada encyklopedię w domu. Nie biorę pod uwagę, iż mogłaby ona nie być dostępna w księgarni. Jednak powinniśmy ( ponieważ nie każdy sprzedawca książek cieszy się kiedy czytamy je w sklepie ) ją kupić. A żeby coś kupić trzeba wydać na to pieniądze. Współcześnie jednak niezbyt chętnie przekazujemy nasze ciężko zarobione pieniądze na edukację. Poza tym encyklopedię trzeba co jakiś czas „aktualizować” czyli po prostu kupić nową. Niezbyt zachęcające, prawda? Można korzystać z encyklopedii w czytelni, ale nie zawsze mamy na tyle ochoty, aby po całym dniu spędzonym w szkole czy na uczelni pójść jeszcze do biblioteki. I nagle pojawia się nowa alternatywa. Internet podsuwa nam multimedialne wydanie owej książki. Kuszące? Zapewne tak. Ale sprawdźmy, na ile prawdziwe.
W dzisiejszych czasach do Internetu ma dostęp prawie każdy. Coraz więcej placówek proponuje swoim uczniom darmowe korzystanie z Sieci Wi-Fi. Tak więc nauczyliśmy się zastępować tradycyjną encyklopedię jej internetowym odpowiednikiem. Jego główną zaletą jest to, iż aktualizuje się dosyć często. Nie mamy więc problemu z dostępem do nowych pojęć, definicji czy teorii oraz życiorysów osób, które w jakiś sposób odznaczyły się w historii. Wiadomo bowiem, iż osób tych jest coraz więcej. Ponadto wyszukiwanie haseł, którymi jesteśmy zainteresowani jest dużo szybsze i łatwiejsze. Jednak czy te walory internetowych encyklopedii stawiają je ponad tradycyjnymi? Wydaje mi się, że nie. Posiadają one bowiem również i wady. Nie każda encyklopedia internetowa jest wiarygodna. Niekiedy hasła dodawane do zbiorów, z których korzystamy w Sieci są zamieszczane przez przypadkowe osoby, czasem o niepełnej wiedzy. Wiąże się to z omylnością pojęć, którymi dysponują i którymi dzielą się z innymi. Niestety, nie wszystkie portale proponujące nam tego typu źródła wiedzy rzetelnie sprawdzają co, kto i w jakiej formie dodaje do encyklopedii. Dlatego korzystając z nich musimy być bardzo uważni. Nie powinniśmy się również opierać wyłącznie na definicji z jednego portalu a korzystać z różnych, niezależnych od siebie źródeł. Jednak nawet to nie gwarantuje nam zdobycia kompletnej, w pełni poprawnej merytorycznie wiedzy.
Czy w takim razie w ogóle powinniśmy korzystać z encyklopedii internetowych? To trudne pytanie. Z jednej strony ich powszechność i dostępność jest bardzo kusząca. Z drugiej zaś korzystanie z nich niesie ze sobą pewne zagrożenie. Warto więc pamiętać, że robimy to jedynie na własną odpowiedzialność. Te internetowe źródła wiedzy w dzisiejszych czasach wydają mi się niejako „złem koniecznym”. Możemy bez nich funkcjonować i zapewne powinniśmy, gdyż ich wiarygodność pozostawia wiele do życzenia. Jednak nie jesteśmy w stanie tego robić. Czy jest to już formą uzależnienia czy jeszcze po prostu naszej wygody?