W październiku ubiegłego roku przy okazji Kongresu Kultury odbyło się wydarzenie towarzyszące zatytułowane Sieci Kultury. W maju tego roku, pod tą samą nazwą, grupa osób zajmujących się kulturą cyfrową spotkała się przy okazji Biennale Wro we Wrocławiu, rozwijając wątki podjęte podczas warszawskiego wydarzenia.

http://www.schooltechnology.org Photos of elementary students using iPads at school to do amazing projects.
Efektem dyskusji w Warszawie, w których nie mogłem wziąć udziału, jest dokument opublikowany na stronie siecikultury.pl, a także reportaż dźwiękowy, omawiający spotkanie oraz przedstawiający wypowiedzi uczestników, przybliżający atmosferę i tematykę rozmów. Warto zapoznać się z dwoma materiałami. Dla mnie najistotniejszy był wątek edukacyjny spisanego podsumowania i jadąc na zaproszenie organizatorów do Wrocławia (raz jeszcze dziękuję Mirkowi Filiciakowi, Pawłowi Janickiemu, Aleksandrze Janus i Alkowi Tarkowskiemu), miałem nadzieję, że mocno skupimy się na edukacyjnych aspektach kultury cyfrowej. Nie pomyliłem się. Zanim jednak przedstawię kilka wniosków po wrocławskich dyskusjach, przybliżę, co na temat edukacji pojawiło się w dokumencie opublikowanym po spotkaniu w Warszawie.
Wizja kultury cyfrowej przedstawiona w tekście przez Annę Despons, Mirosława Filiciaka, Aleksandrę Janus, Katarzynę Szymielewicz i Alka Tarkowskiego składa się z kilku części. Każda zarysowuje istotną dla autorek i autorów kwestię, następnie prezentuje diagnozy i prototypy – co można zrobić, bazując na przedstawionych diagnozach. O edukacji mówi się w prost w części poświęconej twórcom i artystom, części o uczestnikach i użytkownikach oraz części skupionej na zasobach. Pierwszy wątek prezentuje trzy diagnozy: dzisiejsi młodzi zostaną kiedyś dyrektorami, cyfrowi artyści posiadają wartościowe narzędzia, przydatne w przemysłach kreatywnych i… grozi nam „startupizacja” kultury cyfrowej. Autorki i autorzy do edukacji odwołują się, budując prototypy. Poza wsparciem i promocją twórców potrzebna jest również edukacja osób, które pracują/będą pracować w kulturze. Kształcenie kadr powinno się odbywać w obszarach, które trudno jest uchwycić – dokładnie zmierzyć i zachować:
(…) edukacja kadr kultury w zakresie współpracy, oceny i mierzenia efektywności działań, które często bazują na procesach, nie mają jednoznacznie uchwytnych rezultatów czy produktów, są trudne do archiwizacji.
Wątek edukacyjny poruszany w kontekście uczestników i użytkowników pojawia się w jednej z diagnoz – konieczne jest poszukiwanie alternatywnych rozwiązań, które szybciej niż system edukacyjny, w którego skuteczność wierzyć raczej nie ma sensu, pozwolą uczestnikom i użytkownikom na kontrolę nad danymi. I tu autorki i autorzy proponują w ramach prototypów edukację w zakresie funkcjonowania technologii sieciowych już od dziecka. Na podobny postulat, związany jednak również z upraszczaniem regulaminów i umów, zwróciłem uwagę, pisząc o pomysłach angielskiego Rzecznika Praw Dziecka. Jedną z alternatyw, które mogą prowadzić do celu wskazanego przez twórców dokumentu, może być popularyzacja edukacji programistycznej i nawet wprowadzenie przygotowania do programowania już na pierwszym etapie edukacyjnym (klasy I-III szkoły podstawowej). W dokumencie nie wyraża się jednak wiary w system formalnej edukacji, co generalnie podzielam:
Gdyby „od małego” ludzie byli oswajani z tym, jak działa technologia (np. usługi internetowe), z jakimi zagrożeniami łączy się utrata kontroli nad danymi osobowymi i jak można temu przeciwdziałać, zapewne w ciągu kilku-kilkunastu lat zauważylibyśmy radykalną zmianę w postawach, oczekiwaniach i zachowaniach użytkowników nowych technologii. Niestety, potrzeba znacznie więcej czasu niż kilka lat, by system edukacji dojrzał do tej roli.
W przypadku refleksji o zasobach, zwraca się uwagę na braki edukacyjne w zakresie miękkich inwestycji:
Brak natomiast inwestycji miękkich – w działania edukacyjne i animacyjne, pozwalające wypracować sposoby korzystania z zasobów cyfrowych, przez instytucje i użytkowników.
Podsumowując: potrzebne jest kształcenie kadr z nastawieniem, że zwłaszcza w kulturze cyfrowej istotne są procesy, a efekty mogą nie być namacalne i trudno je zachowywać, szkoła nie jest przestrzenią zdolną do szybkiego zrozumienia i wprowadzenie do praktyki edukacyjnej kwestii związanych z ochroną danych, kwestiami dostępu do treści (zatem instytucja powołana do kształcenia społeczeństwa nie jest w stanie prowadzić nowoczesnej edukacji obywatelskiej) i potrzeba poszukiwania alternatyw edukacyjnych w tym zakresie. Do tego instytucje nie inwestują w edukację w zakresie sposobów korzystania z zasobów przez kadry kultury oraz użytkowników. Krótko mówiąc – potrzebujemy nowego pomysłu na edukację, jeśli chcemy budować kulturę cyfrową, wspierać twórców i użytkowników oraz uczestników kultury. Nie uda się to, jeśli będziemy liczyć tylko na system formalnej edukacji.
Podczas rozmów we Wrocławiu wątek edukacyjny był wyraźnie wyeksponowany. Starałem się zresztą do tego jak najmocniej przyczynić. Trudno bowiem mówić o kulturze, jeśli pominie się kwestie wskazane choćby w dokumencie po warszawskim spotkaniu. Pojawiło się jednak jeszcze więcej tematów, które warte są przepracowania, dyskusji i projektowania działań w kontekście edukacyjnym. Większość z nich, jeśli nie wszystkie, wynikały z krytycznego stosunku do szkoły jako instytucji mającej potencjał przygotowywania do zmian i aktywizacji uczestnictwa w kulturze. Wystartowaliśmy od zreferowania przez Mirosława Filiciaka efektów pierwszego spotkania i przez dwa dni wracaliśmy do tematyki edukacyjnej. Wśród interesujących momentów wskazać można m.in. wprowadzenie Pawła Janickiego, który zwrócił uwagę, że funkcjonujemy w świecie, który bardziej się zwija niż rozwija. Dlatego należy zwrócić uwagę na kwestię zasobów i/w edukacji (o ograniczonych zasobach edukacyjnych myślałem już kiedyś w kontekście edukacji międzyplanetarnej). W świecie przetkanym coraz mocniej cyfrowymi mediami (w trakcie rozmów metafora cyfrowego tkania rzeczywistości namacalnej wydawała mi się adkwatna do dyskusji) nie wystarczy postawić na twarde kompetencje cyfrowe – na co zwracano uwagę już w warszawskim dokumencie – jak np. programowanie. Same kompetencje cyfrowe w oderwaniu od społecznych (w kontekście cyfrowym, z umiejętnościami i wiedzą odnośnie narzędzi), to zdecydowanie za mało, by budować cyfrową kulturę. Paweł odwoływał się do conditional arts, gdzie (jak można przeczytać m.in. w opisie wykładu Pawła w Laboratorium Cyfrowej Humanistyki UW) istotna jest logika działania, wybory, a nie samo korzystanie z cyfrowych mediów (sam wykład Pawła Janickiego dostępny jest na wspomnianej stronie z opisem, zaciągany z YT). Zwrócił uwagę na operowanie skończonymi zasobami, o czym wspomniałem wyżej, w skończonych warunkach.
Przez moment rozmawialiśmy o współpracy, jako nietypowej formule działania w odniesieniu do systemu edukacyjnego stawiającego na indywidualne osiągnięcia. Paweł Janicki zasugerował, że uczenie do autonomii można rozpatrywać jako robienie krzywdy jednostkom, które mają funkcjonować w kulturze cyfrowej. Uważam, że ma rację. System edukacyjny skupia się w Polsce na przygotowaniu do indywidualnego zaliczania kolejnych testów, nie ma w nim miejsca na współpracę, a nawet jeśli się pojawia, uczestnicy rozliczani są indywidualnie, oceniani z zewnątrz i skupieni na własnych osiągnięciach. Widzę to coraz częściej podczas pracy ze student(k)ami, kiedy informują mnie, że ich praca grupowa jest niepełna, ponieważ ktoś nie przyszedł na zajęcia i określoną część (filmu, prezentacji, infografiki itp.) należy pominąć. Znają swój odcinek pracy, nie znając nawet całości, nie przejrzeli gotowego efektu wspólnej pracy, uważając, że to im niepotrzebne i oczekując oceny za wycinek, który mieli przygotować.
Odwołując się do skończonych zasobów, Mirosław Filiciak zwrócił uwagę, że być może nie są nam niezbędne rozbudowane utopie, których wdrożenie lub próby wdrażania prowadziłyby do zmian rzeczywistości.
Potrzebujemy prostych narzędzi do tworzenia skromnych utopii.
Wniosek pozornie mało ambitny, ale kierujący w stronę praktycznego, wciąż refleksyjnego podejścia do budowania kultury cyfrowej właśnie przez działania edukacyjne. Wymaga to jednak zmiany także w myśleniu np. o błędach edukacyjnych i traktowaniu ich jako istotnych, niezbędnych w procesie edukacyjnym wydarzeń, za które nie należy karać, ale o których trzeba rozmawiać – na co zwróciłem uwagę. A także otwarcia i przyznania się do własnej niewiedzy, a nawet budowania autorytetu przez niewiedzę, o czym mówił Wiesław Bartkowski.
Co prawda po spotkaniu wrocławskim nie ukazała się dotąd uporządkowana publikacja, a organizatorzy, bazując na filmowanych dyskusjach zamierzali stworzyć interaktywną instalację, to jednak rozmowa o kulturze cyfrowej z mocnym akcentem edukacyjnym jest moim zdaniem bardzo istotna. Interdyscyplinarne środowisko organizatorów oraz uczestniczek i uczestników, w którym funkcjonuję, a przynajmniej wokół którego intelektualnie orbituję przez około dziesięć ostatnich lat, ma wciąż sporo do powiedzenia. Integracja, dyskusje i próba budowania wspólnego spojrzenia, chociaż funkcjonujemy na co dzień w różnych środowiskach zawodowych, różnych przestrzeniach lokalnych, używamy różnych języków specjalistycznych i form wyrazu, jest moim zdaniem bardzo ważna. Przekraczanie edukacyjnych granic to coś, czego bardzo potrzebujemy. Nie da się budować kultury cyfrowej jako monolitu wartości, a współpraca, zaangażowanie, otwartość i sięganie po dostępne narzędzia, by realizować nawet małe, nieodległe cele, to szansa na budowanie innego, dostępnego, w dużej mierze cyfrowego świata.
Korekta i redakcja językowa: Justyna Zborowska-Stunża.
Fot. Brad Flickinger CC-BY.
Wpis zrealizowano w ramach stypendium z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.