Jedną ze smutniejszych dla mnie kwestii związanych z korzystaniem z nowych mediów, jest częste patrzenie wstecz przez dorosłych. Przypominamy sobie, jak to było – w czasach dwóch kanałów telewizyjnych, kiedy nie było internetu, kiedy czytało się książki itd.
To, jak młodzi komunikują się ze sobą, jak się uczą, przykładamy do swojej matrycy wspomnień i na tej podstawie podejmujemy nierzadko decyzje. Nie ukrywam, sprawa nie jest prosta i sam uczę się wspólnie z żoną w działaniu, jak korzystać z mediów razem z dziećmi, na co i kiedy im pozwolić. Mam jednak doświadczenia w kontaktach z nauczycielami i nauczycielkami, którzy mówią często – tablet jest w porządku, ale należy wydzielać go dziecku na określony czas przeznaczony na naukę. I w takim podejściu jest ukryta pułapka. Nam wydaje się, że postępujemy słusznie, w końcu dziecko ma się uczyć i potrzebuje na to odpowiedniej ilości czasu. Nie zwracamy jednak uwagi na to, że gdy my w przeszłości studiowaliśmy podręczniki, notowaliśmy z książek itp., nie mogliśmy robić tego ze znajomym, który był np. „uziemiony” w domu lub z uwagi na złą pogodę nie mógł przyjść uczyć się z nami. Młodzi mogą korzystać z materiałów edukacyjnych lub rozwiązywać zadania domowe przy włączonym komunikatorze tekstowym (trudno mówić, że jest tylko tekstowy, ale nie mam chwilowo lepszej nazwy), wideo lub wideo z włączonym tylko głosem. Do tego informacje, których szukają, znajdą w internecie, być może grając przy tym w relaksującą grę przez przeglądarkę.
Nie twierdzę teraz, że uczenie się z użyciem internetu, sprzętu mobilnego czy komputera stacjonarnego jest bardziej efektywne niż siedzenie nad książką. Nie mówię także, o czym już wspomniałem, że jestem fanem wielozadaniowości. Zwracam jedynie uwagę, że coś, co kiedyś łatwiej dawało się rozdzielić, dzisiaj jest trudniejsze. W dodatku owo rozdzielanie nie zawsze jest zrozumiałe dla młodych ludzi. A nawet jeśli potrafią tak zarządzać czasem, żeby czas na naukę nie łączył się z rozrywką i kontaktami z rówieśnikami, dorośli mogą tego nie docenić i zamiast pozwolić na cyfrowy relaks, podtrzymywanie relacji itp. po czasie przeznaczonym na naukę, uważają, że narzędzie spełniło swoją rolę, informacje do pracy domowej zostały znalezione, zadanie rozwiązane itp. Po co zatem korzystać więcej z urządzenia? Zbyt często przenosimy schematy zachowań, którymi się posługiwaliśmy, zasady, zgodnie z którymi funkcjonowaliśmy, na dzisiejsze dzieci i młodzież. Zbyt mało zastanawiamy się i poszukujemy, przez co często uznajemy za skuteczne proste rozwiązania – krótki, wydzielony czas z urządzeniem cyfrowym, przeznaczony na naukę lub blokada rodzicielska zamiast rozmowy itd. Tego rodzaju zasady mogą być nawet krótkotrwale skuteczne, ale będą utwierdzać młodych ludzi, że nie próbujemy z nimi rozmawiać i nie mamy pojęcia o ich świecie. A im bardziej go nie mamy i wdrażamy procedury, które wydają się nam racjonalne, bo odwołują się do naszych doświadczeń, tym bardziej maleją szanse na możliwość zdobycia pojęcia o rzeczywistości młodych.
Wpis zrealizowano w ramach stypendium z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.