Przyszłość za kilkadziesiąt lat. Polska, państwo, w którym zestawy norm regulują życie, a produkty edukują obywateli na temat szkodliwości tego i owego. Zakazy, nakazy i nielegalny handel tym, co teraz dostępne na każdym rogu. Do tego MegaNet, którego użytkownicy czekają na nowy iwent i iwenciarze, którzy zarabiają na dostarczaniu rozrywki… Czego możemy uczyć się z wymyślonej przyszłości?
Po „Hel 3” Jarosława Grzędowicza sięgnąłem przypadkiem. Właściwie zachęcił mnie Charlie Bibliotekarz. Nie mam pojęcia, gdzie zobaczyłem zajawkę wpisu, bo do Charliego kiedyś zaglądałem, ale to było bardzo dawno (co zamierzam zmienić, bo czytać jego wpisy warto). W każdym razie wystarczyła mi zajawka na wspomnianym blogu, żeby książkę przeczytać i przetestować przy okazji Kindle Paperwhite 3, który dostałem od Żony (dziękuję o Najdroższa). Sprawiła sobie abonament no limits i polski czytnik, a przy okazji ja coś zyskałem. Cały tekst Charliego przeczytałem dopiero dzisiaj. Nie chciałem nastawiać się w jakikolwiek sposób do książki, nie będę również opisywał jej i recenzował, jak to czyni Bibliotekarz – po to odsyłam Was do jego postu.
W powieści Grzędowicza, poza wciągającą fabułą i opisami alternatywnego, przyszłego świata, zwróciłem uwagę na kilka spraw. Przede wszystkim MegaNet, który funkcjonuje jako przerysowana wersja dzisiejszego YouTube. Można odnieść wrażenie, że większość użytkowników to właściwie tylko odbiorcy, oczekujący kolejnych wrażeń. Spłycenie przekazu, brak empatii do uczestników filmowanych zdarzeń, potrzeba nieustannego dobodźcowania – tak można opisać konsumentów informacji z przyszłości. Nic nadzwyczajnego, ot internet przeciętnych nastolatków. Zainteresowały mnie również technologie, które wcale nie odbiegają od możliwości, jakie posiadamy obecnie – np. wykorzystanie dronów, ale również podejście głównego bohatera do pamięci i budowania swojej tożsamości przez gromadzenie danych. Dom jest tam, gdzie dysk z naszymi wspomnieniami, czyli danymi gromadzonymi przez lata. To przypomniało mi, że dysk zewnętrzny, który noszę ze sobą i domowy dysk sieciowy, gdzie zbieram dane, to wciąż mało, jeśli chodzi o wieloletnie zabezpieczenie treści, generowanych codziennie w ogromnych ilościach.
W „Hel 3” zaintrygował mnie jeszcze jeden drobiazg – możliwość potraktowania ludzkiego ciała jako interfejsu. Nie pamiętam dokładnie, czym bohater miał sterować, ale opcją było wykorzystanie do tego języka i podniebienia. Podniebienie jako trackpad – to naprawdę było intrygujące. A w połączeniu z opisami ludzi, którzy mówili do siebie, gestykulowali i zachowywali się, jakby mieli omamy i widzieli to, czego nie widzą inni (co faktycznie miało miejsce), kiedy korzystali ze swoich omnifonów, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie (nie opisuję wątku nagrywania obrazów i dźwięków przez nasze zmysły wprost do mózgu). Rozmawialiśmy o tym z Justyną i wyobraziliśmy sobie, że na przystankach, na ulicy mijani ludzie nie patrzą w ekrany, pochyleni w stronę swoich smartfonów, ale np. wpatrują się w obraz widoczny tylko dla nich na szybach okularów, wydając polecenia np. językiem. Taki świat wyglądałby inaczej, a podobną wizję widziałem niedawno u Tomasza Tokarza.

Źródło: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1157327427738725&set=a.357617007709775&type=3&theater
Zdjęcie, które znałem – starsza pani na koncercie, jako jedyna nie korzysta ze smartfonu i nie nagrywa, omawiane już kiedyś jako wskazanie, że poszliśmy nieco za daleko i uczestniczymy w wydarzeniach przez swoje ekrany, zamiast być na miejscu – zostało umieszczone w innym kontekście. Podpisano je, zwracając uwagę, że manuale, czyli ręczne smartfony są kiepskie, a smart okulary podłączone do smartwatcha są zdecydowanie lepsze. Pięknie zgrało się to z wizją zainspirowaną światem w „Hel 3”.
Dużo mówimy o korzystaniu ze smartfonów. Już nie tylko o używających ich dzieciach, ale i dorosłych. Staramy się rozwijać kompetencje uczniów, nauczycieli i rodziców, dbamy o bezpieczeństwo. Brakuje jednak wychodzenia o krok do przodu. „Pokemon Go” pokazał, że rozszerzona rzeczywistość może angażować miliony ludzi. I to za pomocą małego, prostokątnego okienka pokazującego dodatki do świata. Co będzie, kiedy będziemy widzieć rozszerzoną rzeczywistość przez okulary, pozwalające nie tylko na dodatki do rzeczywistości, ale również wchodzenie do alternatywnych światów?
Koncepcję łączenie rozszerzonej rzeczywistości (AR) z wirtualną (VR) zaproponowała m.in. firma Leap Motion. Określono to jako „Mirrorworlds”, czyli światy lustrzane. Możliwości wydają się potężne – od wchodzenia do swoich ulubionych przestrzeni, przy jednoczesnym pobycie tu i teraz (czyli gdzie? Sam nie wiem), do bycia w łączonych rzeczywistościach, co może być istotne dla specjalistów, ekspertów z różnych dziedzin. Myśląc o edukacji i kompetencjach przyszłości, myślmy o tym, czego (jeszcze) nie ma i co z dzisiejszej perspektywy wydawałoby się magiczne. I to zarówno jako efekt białej, jak i czarnej magii, zastanawiając się nad różnymi scenariuszami i efektami pracy inżynierów.