Czwarta fala pandemii powoli podnosi swój smoczy łeb, ale spotkania bez pośrednictwa mediów są coraz częstsze. 24.09.2021. wziąłem udział w prowadzonym przeze mnie spotkaniu z uczestniczkami projektu „SpołED w bibliotece”. Wymieniliśmy się wnioskami na temat edukacji sprzed pandemii, tej w trakcie i wizjami oraz pomysłami na dalsze działania, bo trudno powiedzieć, kiedy określimy, że jest już „po” zagładzie 😉
Kiedy Paulina Ołtusek odezwała się z propozycją przyjazdu do Warszawy, bardzo się ucieszyłem, ponieważ moja aktywność kogniwojażera w trakcie pandemii była mocno ograniczona. Początkowo sądziłem, że poprowadzę wykład lub szkolenie na temat prawa autorskiego i edukacji medialnej, cyfrowej, ale szybko wyszło na jaw, że uczestniczki to ekspertki kompetencji cyfrowych, a prawo autorskie ogarniają ponadprzeciętnie, tworząc m.in. otwarte zasoby edukacyjne. Postanowiłem zatem pojechać ze zbiorem prowokacji do dyskusji, krótkim przeglądem sytuacji przedpandemicznej, by następnie zaprezentować założenia i praktyczne działania przeprowadzone w ramach „Digital Education Lab UG” i przejść do dyskusji. Co ciekawe i dla mnie niezwykle ważne, kilkadziesiąt minut upłynęło na wymianie zdań, spostrzeżeń i wniosków, tak że uczestniczki ledwo zdążyły zjeść obiad przed kolejnym blokiem programu.
To na co zwracałem uwagę, opisując punktowo i dość swobodnie sytuację medialno-edukacyjną sprzed pandemii, to widoczne zmiany praktyk korzystania z mediów. M.in. odejście od telewizji kablowej i rozwój serwisów wideo na żądanie, pojawienie się sprytnych („smart”) rozwiązań w zakresie zarządzania technologiami domowymi i mobilnymi – asystenci głosowi, sztuczna inteligencja, interaktywne telewizory, chmura, możliwość automatyzacji pewnych działań oraz dostęp do treści tu i teraz. Zwracaliśmy uwagę na trudności komunikowania, które pojawiły się w pandemii – m.in. korzystanie z różnych rozwiązań, wymóg podejmowania decyzji odnośnie wyboru platform komunikowania czy trudności w kontakcie na linii nauczyciele, terapeuci a np. rodzice dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Wysokie kompetencje cyfrowe, społeczne i kierunkowe specjalistów mogą zderzyć się ze ścianą w postaci braku kompetencji rodziców do nawiązania i podtrzymania kontaktu oraz ich możliwości do przejęcia roli ekspertów – nawet przy doskonale przygotowanych materiałach i poradach – pracujących ze swoimi dziećmi w domu.
Istotna wydała mi się dyskusja o różnicach pomiędzy rozwiązaniami polskimi i nagłym, szokowym wręcz przejście od edukacji medialnej i technologii w edukacji jako marginesie polskiej szkoły do technologii i mediów jako podstawy funkcjonowania całego systemu edukacji. Dr Anna Michniuk z UAM przywoływała wspomnienia z Islandii, wskazując nie tylko na infrastrukturę oraz metody pracy z wykorzystaniem mediów w szkole, ale również funkcjonowanie przygotowanej kadry menadżerów medialnych, wspierających pozostałych nauczycieli i nauczycielki w pracy z nowymi narzędziami. Kubłem zimnej wody na nasze rozważania, dość pobieżne mimo wszystko i lekko chaotyczne z uwagi na niewiele ponad godzinny czas na rozmowę, było wskazanie przez Panią Doktor, że na Islandii zapytano ją, jak wyglądała edukacja zdalna w Polsce przed pandemią. Słyszeliście to moje głośne parsknięcie? Zapewne, bo jeśli odwołać się choćby tylko do pierwszego badania o pandemicznej edukacji przeprowadzonego przez Centrum Cyfrowe, zaledwie piętnaście procent nauczycielek i nauczycieli miało kontakt z edukacją zdalną przed pandemią.
Co nas czeka w niedalekiej przyszłości? Już w początkach pandemii Jacek Dukaj sugerował, że skoczyliśmy technologicznie o dekadę do przodu. To w wielu obszarach działań i stosowania technologii może być prawdą. Jak jednak zauważyła jedna z uczestniczek – czas technologicznego, pandemicznego skoku w przyszłość, był także czasem ucieczki, bo tak chyba trzeba to nazwać, wielu nauczycieli i nauczycielek na emeryturę. To również mocny sygnał o potencjale naszego systemu edukacji formalnej i zdolności do reagowania na szybkie zmiany. Słoń w składzie porcelany to za mało powiedziane, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z przeskakiwaniem na rozwiązania zdalne, traktowane jako konieczność, które jednak po czasie, jeszcze przed końcem pandemii określa się (vide Ministerstwo Edukacji) jako niewystarczające czy może nawet w dłuższej perspektywie szkodliwe. A przecież edukacja zdalna, o ile nie myśli się o niej w kontekście zrealizowanych godzin lekcji i przenoszeniu spotkań w szkole na „takie same” spotkania online, może być nie mniej wartościowa niż spotkania niezapośredniczone. Oczywiście, takim tekstem otwieram zapewne edukacyjną puszkę Pandory i należałoby to rozważać patrząc z wielu stron i wydzielając istotne obszary działań.
Oby więcej możliwości do spotkań poza ekranami, chociaż osobiście mocno doceniam co udało się i udaje osiągać wraz z przejściem na działania w sieci. W październiku kolejna, tym razem na zachętę, otwarta dla wszystkich odsłona „Wieczorynki z edukacją medialną” i będzie okazja do rozmowy o wielu istotnych sprawach. A zespołowi SpołED dziękuję za spotkanie i możliwość wyjścia z jaskini 😉